Wspomnienia córek o Władysławie Dąbku „Bukowym”
Władysław Dąbek urodził się 20.01.1920 roku w Błazinach Dolnych. Było tuż po I wojnie światowej, dużo zniszczeń, rodzice pomieszkiwali w swojej kuźni, jako że dziadek był kowalem i tam właśnie urodził się nasz tata.
Jako uczeń gimnazjum, do którego uczęszczał w Solcu nad Wisłą, wyróżniał się dużym zainteresowaniem historią. W dzienniku przy jego nazwisku widnieje napis: „wielki miłośnik historii!”.
W okresie okupacji niemieckiej należał od 15.XI.1939 roku do tajnych organizacji wojskowych: „Orła Białego”, Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej.
W oddziale Armii Krajowej pod dowództwem Antoniego Hedy „Szarego”
brał udział we wszystkich jego walkach do końca 1944 roku.
W styczniu 1945 roku w czasie ogólnej łapanki został zatrzymany i wywieziony
do obozu pracy przymusowej w Breslau, gdzie został uwolniony przez Armię Czerwoną w dniu 06.05.1945 roku.
Studia ukończył na Uniwersytecie Łódzkim na wydziale Humanistycznym
w zakresie Historii (dyplom z dnia 15.09.1950r.). Miał możliwość pracy naukowej na tym wydziale, ale wolał powrócić w swoje rodzinne strony,
do ukochanych Błazin.
Po ukończeniu studiów najpierw pracował jako nauczyciel kontraktowy, a od dnia
01.09.1951 r. został nauczycielem etatowym w Liceum Ogólnokształcącym
w Iłży. Uczył przede wszystkim historii, ale na początku również geografii, języka łacińskiego, a nawet algebry. Uwielbiał przekazywać wiedzę, był bardzo lubiany przez uczniów.
W roku 1951 wziął ślub ze swoją, młodszą o 14 lat uczennicą Janiną Lis
z Maziarz. W związku ze ślubem w wieku 17 lat, mama musiała przenieść się
z liceum w Iłży do liceum dla pracujących w Starachowicach. Po maturze skończyła Filologię Polską w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu.
Po uzyskaniu dyplomu krótko uczyła w szkole podstawowej w Maziarzach, jeszcze krócej w Błazinach, a następnie rozpoczęła pracę w Liceum Ogólnokształcącym w Iłży, ucząc języka polskiego.
Nasi rodzice - Władysław i Janina Dąbkowie uczyli w LO w Iłży do emerytury.
W małżeństwie przeżyli 42 lata.
Oprócz pracy zawodowej prowadzili w Błazinach Dolnych (tam gdzie mieszkali) gospodarstwo rolne przekazane przez rodziców ojca. Powołania na roli tatuś raczej nie miał, był zdecydowanym typem naukowca. Błazińską własność traktował jako ostoję bezpieczeństwa.
Nie rozstawał się z książką. Towarzyszyła mu podczas podróży, pobytu w szpitalu, pasienia owiec czy wreszcie przed nocnym odpoczynkiem. Prenumerował i czytał czasopisma historyczne, najchętniej „Mówią wieki”.
Jeżeli nie czytał to pisał. W brulionach, ołówkiem zatemperowanym „na łopatkę”.
Spod tej łopatki ukazały się: „Plotki okupacyjne ,czyli opowiadał dzięcioł sowie”, „Legenda Iłżecka ,czyli dlaczego brunatny niedźwiedź karpacki zasypia na zimę” i „Gródek”.
Wszystkie poświęcone małej Ojczyźnie czyli Iłży i Ziemi Iłżeckiej.
Pierwsza to wspomnienia z czasów II wojny światowej, druga i trzecia wymyślone przez Autora.
Był wielkim miłośnikiem przyrody. Budował budki lęgowe dla ptaków, zimą organizował ptasią stołówkę, w której gościły między innymi: sikory, gile, jemiołuszki, grubodzioby, dzięcioły pstre, szczygły, o wróbelkach nie wspominając. Dokarmiał również dziką zwierzynę. Wynosił karmę na pole,
a potem rozpoznawał na śniegu tropy zajęcy, saren, kuropatw czy bażantów.
W lecie na łanach koniczyny białej i czerwonej podziwiał urodę motyli: paziów królowej, paziów żeglarzy, rusałek admirałów, rusałek żałobników, pawików, cytrynków, bielinków, modraczków i innych, Przysłuchiwał się wtedy buczeniu trzmieli, brzęczeniu pszczół i os. Szerszenie w tym towarzystwie nie były mile widziane.
W Błazinach na łące za drogą było zawsze nieduże bajorko. „Bukowy” zamówił koparkę, znacznie je powiększył, poszerzył i powstał całkiem spory staw. Woda czyściutka, można było uczyć się biologii, tyle było w niej żyjątek. Pływaki żółtobrzeżki, żaby i wszystkie stadia ich rozwoju, traszki zwykłe i traszki grzebieniaste, pijawki wreszcie. Wśród nich królowały karpie wyrosłe z narybku przywiezionego ze stawów z Modrzejowic.
Po wodzie szusowały nartniki, na środku kwitł biały nenufar, a wiosną brzegi żółciły się od kaczeńców.
Staw był dumą ojca, w letnie ciepłe wieczory bardzo lubił popluskać się w nim.
Marzeniem Władysława było, żeby bociany osiedliły się w jego gospodarstwie. Nawet kiedyś przyleciała para zachęcona przygotowanym zawiązkiem gniazda,
ale przegrały walkę z bocianami gnieżdżącymi się od lat niedaleko szkoły i poleciały szukać innego miejsca. Te Wawrzkowe (Wawrzyniec Pałka) były stałymi gośćmi nad naszym stawem .
Kiedy Władysławowi urodziła się pierwsza wnuczka zafundował jej, jak mówił.
„holenderski posag”: Nad rzeczką (teraz uregulowaną) płynącą między Błazinami Dolnymi i Górnymi zasadził kilkanaście topoli. Jak urosną to wnuczka sobie
je zetnie i będzie miała „parę groszy”. Pech chciał, że wąskim pasem mocno powiał wiatr i prawie wszystkie topole zostały wyrwane z korzeniami. Miały jednak już
na tyle grube pnie, że można je było wykorzystać. Zostały sprzedane i zakupiono wnuczce bardzo ładny porcelanowy zestaw obiadowy na 12 osób wyprodukowany
w fabryce w Chodzieży. Piękna pamiątka.
Janina i Władysław Dąbkowie dochowali się dwóch córek. Starsza z nas - Stanisława jest emerytowanym lekarzem weterynarii, moja młodsza siostra Anna skończyła wydział żywienia człowieka i wiejskiego gospodarstwa domowego
i do emerytury uczyła w średniej szkole gastronomicznej.
Obydwie „wyemigrowałyśmy” za mężami w Polskę, ale każdego roku
w miesiącach letnich, „ładujemy akumulatory” podczas siostrzanego pobytu
w rodzinnych stronach.
Obydwie odziedziczyłyśmy po tacie miłość do przyrody. Stasia kocha czworonogi, szczególnie zwierzęta towarzyszące, pomaga im oraz propaguje
tę pomoc. Napisała książkę ,pt.:„Psie historie czyli psia dola i niedola”, w której opisuje losy psów, odrzuconych przez innych. Trafiły do jej domu. Organizuje pogadanki dla dzieci, opowiadając, w jaki sposób należy opiekować się zwierzętami domowymi.
Młodsza z córek z wielką pasją obserwuje ptaki. Dźwigając wielki aparat fotograficzny uwiecznia piękne ptasie okazy i ich niezwykłe zachowania. Napisała bardzo ciekawą książkę pt. „Wspomnienia w rytmie pór roku czyli skok z lufcika
i co z tego wynika”. Wspomina w niej dzieciństwo i szkołę podstawową na tle prac, robót i zwyczajów z rodzinnych stron.
Nasz ukochany tatuś Władysław Dąbek zmarł po ciężkiej chorobie dnia 25.04.1993 roku w wieku 73 lat. Jego grób znajduje się na nowym cmentarzu
w Iłży. Co roku, w rocznicę śmierci Samorząd Szkolny Szkoły Podstawowej
w Błazinach, której ojciec jest patronem, wraz z opiekunem składa wiązankę i pali znicze na jego mogile. Ojciec miał motocykl WFM i wszyscy zrobiliśmy na niego prawo jazdy. Aby dojeżdżać do szkoły średniej w Iłży, Władysław kupił Syrenkę 104 L .Niestety ciągle się psuła. Dąbek szczególnie nie lubił ziemniaków, za to uwielbiał jajecznicę, chleb i naleśniki z serem. Był człowiekiem skromnym, wrażliwym na ludzką krzywdę i zawsze gotowym do pomocy innym.